Przypalanie zielonego króliczka, sprawdzanie wytrzymałości oczu misia, zrzucanie dinozaura z wysokości, albo moczenie go w wodzie przez trzy doby – tak pracuje się w jedynym w kraju lubelskim Specjalistycznym Laboratorium Badania Zabawek.
– Każdy mówi, że te zabawki są „biedne”, ale my nie robimy nic innego, niż to, co mogą z nimi zrobić same dzieci – zastrzega Anna Kozak, chemiczka, która pracuje w jedynym w Polsce, Specjalistycznym Laboratorium Badania Zabawek w Lublinie. W laboratorium, które jest częścią Głównego Inspektoratu Inspekcji Handlowej jeszcze kilka lat temu badano żywność. Sześcioosobowy personel, w skład którego wchodzą chemicy i technolodzy żywności musiał się dokształcić i zająć zupełnie nową działalnością. Specjalistycznego sprzętu, który do badania zabawek jest niezbędny, w większości do tej pory w ogóle w Polsce nie było. Urządzenia wykonano więc na zamówienie.
– Decyzję o stworzeniu takiego laboratorium podjęliśmy na podstawie zwiększającej się ilości nieprawidłowości na rynku zabawek. Przyjrzeliśmy się wszystkim naszym placówkom i stwierdziliśmy, że lokalizacja w Lublinie będzie najlepsza – tłumaczy Anna Jawoszek, rzeczniczka Głównego Inspektoratu Inspekcji Handlowej. – Gdy, dowiedzieliśmy się, że będziemy zajmować się zabawkami, bardzo się ucieszyliśmy. Dlaczego? Sami mamy dzieci i zdajemy sobie sprawę, jak ważne jest, by dzieci bawiły się bezpiecznymi zabawkami – dodaje Jolanta Pastuszko, która testuje zabawki.
[smartads]
Taśma imituje skórę dziecka. Jednym z podstawowych badań jest sprawdzenie, w przypadku zabawek dla dzieci poniżej trzech lat, czy ich elementy mieszczą się w specjalnym cylindrze, w którym mieścić się nie powinny. Jeśli tak jest, to zabawki są zbyt małe, a więc też niebezpieczne, bo dzieci mogą je połknąć. Żółty dinozaur testowany ostatnio przez panią Jolantę, przed zanurzeniem na 72 godziny w wodzie (bo jest wykonany z materiału rozszerzającego się) w całości mieścił się w tym cylindrze. Po próbie „wodnej”, jego objętość zwiększyła się nawet kilkakrotnie, a powinna co najwyżej o połowę.
W laboratoryjnej pracowni badania palności, jak sama nazwa wskazuje, sprawdza się natomiast, czy i jak palą się zabawki. – Badamy prędkość rozprzestrzeniania się płomienia, jeśli do niego w ogóle dochodzi. Najlepiej, żeby zabawka w ogóle się nie zapaliła, ale nie jest to żadnym wyznacznikiem – tłumaczy Jerzy Gałczyński. Przed taką próbą każda zabawka trafia na co najmniej siedem godzin do komory klimatycznej.
Po takim teście jest już lekko przypalony pluszak w pasiastym ubranku, którego pracownicy laboratorium testują też na maszynie wytrzymałościowej. Rozciągają go i sprawdzają, czy nie odpadną mu oczy (czyli drobne elementy) i czy wytrzymają szwy…
W laboratorium są też urządzenia do badania giętkości drutów, testujące dynamiczną wytrzymałość zabawek (np. rowerków, czy hulajnóg), sprzęt do badań akustycznych, czy umożliwiający zbadanie ostrości krawędzi. Te ostatnie sprawdza się przy pomocy imitującej skórę dziecka taśmy. Jest też pracownia badania migracji pierwiastków (materiały, z których wykonane są zabawki bada się m.in. pod kątem istnienia arsenu, kadmu, czy baru), a także pomieszczenie, w którym strzela się np. z pistoletów i mierzy energię kinetyczną.
[smartads]
Jedna trzecia nie nadaje się do użytku. W Lublinie testuje się setki zabawek miesięcznie. Są to w większości tzw. zabawki konstrukcyjne, układanki, nieco rzadziej lalki i pluszaki (tzw. zabawki miękkie wypychane), samochodziki i inne pojazdy napędzane mechanicznie, gry, zabawki rozwijające umiejętności i składające się z wielu elementów (np. gotowe modele). W trzecim kwartale tego roku do laboratorium w Lublinie trafiło ich prawie 1200. W ciągu poprzednich trzech miesięcy było podobnie. Zabawki, które budzą jakieś zastrzeżenia kontrolerów, do specjalistycznych badań kierują wojewódzcy inspektorzy handlowi. Szczególną uwagę przywiązują oni do zabawek znanych z reklam. W ciągu wspomnianych trzech miesięcy zdecydowaną większość przetestowanych przedmiotów stanowiły najpowszechniejsze w Polsce maskotki, gadżety, gry i inne zabawki rodem z Chin. Zaledwie niespełna jedna piąta wszystkich wyprodukowana została w Polsce, a niewiele ponad 60 w krajach Unii Europejskiej. Pracownicy laboratorium zakwestionowali co trzecią przebadaną zabawkę! Stwierdzili, że nie spełniają one wymogów zasadniczych dotyczących rozwiązań konstrukcyjnych i technicznych. Najwięcej uwag dotyczyło braku oznaczenia lub przedstawienia przez producenta sprzecznych informacji dotyczących kategorii wiekowej, najmniej – nieprawidłowego oznaczenia lub braku na opakowaniu symbolu CE.